Love Story [recenzja filmu]
Zawsze z niepokojem oglądam ekranizacje dobrych książek. W przypadku Love Story też się nieco obawiałam, lecz z drugiej strony to film jest bardziej znany niż książka. Na szczęście okazało się, że to prawdziwa klasyka.
Love Story
tytuł oryginalny: Love Story
rok produkcji: 1970
kraj produkcji: USA
reżyseria: Arthur Hiller
scenariusz: Erich Segal (czyli autor książki)
najważniejsze aktorki i aktorzy: Ali MacGraw, Ryan O’Neal, John Marley
Zarys fabuły
Oliver i Jennifer poznają się w bibliotece. Są studentami prestiżowych uczelni, są młodzi i piękni, pełni życia i pewności siebie. Oboje chcą od życia wiele, nie wahają się o tym mówić i do tego dążyć. Chcą żyć inaczej niż ich rodzice, choć ich pochodzenie jest skrajnie różne. Ona jest córką owdowiałego piekarza, on dziedzicem milionowej fortuny.
Różnice w pochodzenie nie przeszkadzają im w nawiązaniu znajomości. Od początku zdają się przyciągać do siebie. Wygląda to na miłość od pierwszego wejrzenia. Jennifer ma cięty język i nie szczędzi złośliwości chłopakowi. On jednak urzeczony jest jej osobą i sarkazm odbiera jako dowód jej inteligencji.
Ich związek rozwija się, jednak okazuje się, że jego rodzice nie są zachwyceni wyborem syna odnośnie partnerki życiowej. Oliver junior i tak nie był w dobrych relacjach z Oliverem seniorem, a ta sytuacja tylko pogłębia przepaść między nimi. Dochodzi do zerwania kontaktów, a tym samym również środków finansowych.
Jednak Oliver i Jennifer są młodzi i ambitni. Nie boją się dużo pracować i mieszkać w niezbyt wygodnych warunkach. Wierzą, że razem mogą wszystko… Nie wiedzą tylko, że na ich drodze stanie śmierć.
Moja opinia
Love Story to ponadczasowa opowieść o miłości, która może zdaje się móc góry przenosić, ale przegrywa ze śmiercią. To klasyczny melodramat, nie raz później powtarzany w innych filmach i książkach (np. film Szkoła uczuć z 2002 roku nap odstawie powieści Nicholasa Sparksa). Ta historia chwyta za serce i wyciska łzy z oczu. Jedni chcą kogoś pokochać kogoś tak, jak bohaterowie pokochali siebie. Inni śledząc tę historię wyobrażają siebie, że to ich ukochany czy ukochana może umrzeć. A część osób może wręcz przypominać sobie swoją zmarłą ukochaną osobę…
Historia wydaje się z opisu prosta, ale jednocześnie sprawia, że bohaterowie są bardzo prawdziwi, a spotykające ich sytuacje niezwykle realne. Do tego główne role są zagrane znakomicie. Jest to poczucie, że ogląda się prawdziwa historię, a nie odgrywaną.
Film obejrzałam z dużym zainteresowaniem, choć kilka lat temu czytałam książkę. Oczywiście nie kojarzyłam już dokładnie fabuły, tylko jej ogólny zarys, jednak nadal film bardzo mnie wciągnął. Wiem, że nie raz do niego jeszcze wrócę, gdyż bardzo mnie poruszył.
Nie mogę nie wspomnieć jeszcze o przejmującej muzyce, którą skomponował Francis Lai (nagrodzony został za to Oscarem). Zwłaszcza przewijający się wielokrotnie główny motyw muzyczny świetnie pasuje do tej historii i zapada w pamięć.
Moja ocena: 9/10
Komu mogę polecić ten film?
- osobom, które chcą poznać klasykę filmów,
- miłośnikom melodramatów,
- ludziom wierzącym w wielką miłość,
- osobom lubiącym historie miłosne,
- zakochanym,
- osobom, które straciły ukochanego/ukochaną,
- tym, którzy są skłóceni z rodzicami,
- lubiącym filmy z dobrą muzyką,
- lubiącym wzruszające filmy
- miłośnikom Nowego Jorku,
- znudzonym mdłymi nieprawdopodobnymi filmami romantycznymi
- czytelnikom książki Love Story Ericha Segala.
Komu odradzam ten film?
- lubiącym tylko nowe filmy z efektami specjalnymi,
- szukającym dużo akcji w filmach.